Obraz

Obraz

piątek, 26 kwietnia 2013

Jeszcze trochę

Napracowałam się dziś troszkę a siły słabe. Chyba witamin mi potrzeba jakich, nie wiem, przesilenie wiosenne czy co? Robimy ogrodzenie drewniane, lekkie, ażurowe wokół ogrodu i winniczki aby kury nie wchodziły. Grzebią, objadają dojrzewające później gronka, jednym słowem szkodniki wstrętne. Trzeba ograniczyć im pole manewru. Praca przy domu opóźniona o miesiąc skumulowała się i teraz wszystko naraz trzeba by robić. Gdzie nie spojrzysz coś wymaga uwagi. Myśl o wywaleniu materacyka od kóz przyprawia mnie o dreszcze a przygotowanie ziemi pod ogród o mdłości. Nie przesadzam, u nas ogród z roku na rok coraz większy. Flance zawsze robię sama, zawsze za dużo i potem szkoda wyrzucić więc sadzę, sadzę i sadzę. I sieję. Warzywami można potem obdzielić sąsiadów oraz znajomych dalszych i bliższych. Paranoja. Jesienią obiecuję sobie, że to już ostatni raz, w przyszłym roku na pewno już tak nie będzie, zmniejszę ogród po czym wiosną jest powtórka z rozrywki. Nie umiem, no nie umiem sadzić mało. Gdy wybieram i kupuję nasiona świecą mi się oczy i dostaję trzęsiawki. Straszne. Często powtarzam, że gdybym miała dużo pieniędzy to najwięcej wydałabym w sklepie ogrodniczym, zoologicznym i rybnym. Nie rajcują mnie szminki, torebki, buty, ciuchy ale roślinki? Ekskluzywna karma, akcesoria dla moich zwierzaczków? Oddam wszystko.  A ryby uwielbiam (jeść).  To akurat nie dziwne, wszak wychowałam się wśród jezior i blisko morza. Do jeziora miałam jakieś 50 metrów, taki miałam widok z okna. Często i gęsto chodziłam na ryby, najlepiej i najprościej, na leszczynowy kij. Żadne tam spiningi, kołowrotki, tylko kij, żyłka, haczyk i spławik. Na przynętę chleb, kopytka (super biorą) albo robaki. Sama kopałam i sama nakładałam na haczyk. O jaka baba ze mnie. No nic, było, minęło. Teraz chodzę na spacery z piesami i obserwuję naturę.




Dobra, ja spadam, ty siedź.

Może jaką rybkę złapię?

O tu! Tu widzę!

I jeszcze trochę starszych foteczek.

Moje kochane czytelniczki, wybierają lekturkę do podusi.


Na stole? Czemu nie...


Już kochanie podaję kolację.

1 komentarz:

  1. Ale wody jeszcze macie....coś słabo wsiąka po tych wiosennych podtopieniach! A pieski wspaniałe! My też mieliśmy poprzednio spanielka i był przeuroczy,rozbestwiony tylko nieco,bo traktowaliśmy go jak nasze trzecie dziecko i na wszystko pozwalali,a ten cwaniaczek zawsze to wykorzystywał :)))

    OdpowiedzUsuń