Obraz

Obraz

czwartek, 11 kwietnia 2013

Miłość nr 3

Czas przedstawić moje ukochane psice. "Fioł" na ich punkcie zaczął się całkiem niedawno. Od kiedy pamiętam byłą kociarą i typową kocią mamą. Pierwszego kota rodzice przynieśli do domu kiedy miałam 7 lat i od tamtej pory, czyli przeszło 26 lat w naszym domu zawsze były koty. Średnio 5-6 sztuk. Pierwsza kocica, Funia była matką, babką i prababką pozostałych. Nazywaliśmy ją z bratem naszą kocią mamusią. Wychowywaliśmy się razem z nią, była z nami 16 lat. Odeszła w maju 2003 roku we śnie. Po prostu zasnęła na słoneczku i już nigdy się nie obudziła.
Za psami jakoś nigdy specjalnie nie przepadałam, ot, ślini się to, śmierdzi, łazi za człowiekiem namolne takie. Nie to co kot, niezależny, czyściutki. I miłość potrafi okazać jak się na to zasłuży. Bo jak nie to nie.
Zaczęłam oglądać programy Cezara Millana i pomyślałam, że fajnie byłoby mieć takiego wyszkolonego psa. Zaczęłam wertować książki z opisem psich ras, czytałam o wyglądzie i charakterze i spodobał mi się cocker spaniel angielski. No i te uszy... długaśne. Piękny pies. Decyzja została podjęta, będzie to złota suczka rasy cocker spaniel. Przeglądałam ogłoszenia sprzedaży tych psów i bardzo szybko znalazłam, około 130 km dalej pan miał szczeniaczki na sprzedaż w atrakcyjnej cenie. Sunię 10-tygodniową przywiózł mi do domu. Mała dostała na imię Maja. Majeczka była moim pierwszym psem i zrobiłam mnóstwo błędów przy jej wychowaniu ale podbiła moja serce w trybie natychmiastowym.


Muszę szczerze przyznać, że owinęła mnie sobie wokół pazurka. Maja była moim cieniem, wszędzie ze mną chodziła a mi wcale to nie przeszkadzało- przeciwnie- nie chciałam się z nią rozstawać. Spała ze mną w łóżku, warowała przy stole, chodziła ze mną przy kozach. Była ze mną na wakacjach na Pomorzu, pokazałam jej wszystkie moje stare kąty, pływała ze mną łódką, kąpała się w jeziorze.




To był piękny, słoneczny, wrześniowy dzień. Wygrzewałyśmy się na słońcu pasąc kozy. Drapałam Maję po głowie i wtedy wyczułam kleszcza. Był duży, opity. W sierpniu zakraplałam ją na pchły i kleszcze, we wrześniu nie zdążyłam. Kilka dni później Maja dostała gorączki, nie chciała jeść, w kupie znalazłam ostry kawałek kości. Bałam się, że może ma przebite jelito, telefon do weta, dostałam wykaz leków jakie miałam zakupić w aptece i jej podawać. Robię tak ale to nie działa. Maja ciężko oddycha, jedziemy. Badanie krwi, diagnoza- babeszjoza. Dramatycznie niski poziom czerwonych krwinek. Maja dostaje wszystkie niezbędne leki, kroplówki. Wracamy. W nocy nie mogę spać, czuwam, Maja wymiotuje, nie może się podnieść, robi się żółta. O 6 rano nie wytrzymuję, dzwonię do mojej pani weterynarz, każe natychmiast przyjeżdżać. Znów leki, kroplówki, kroplówki do domu. Jest szansa? Mała. Kładę moją maleńką na kocyku, podłączam kroplówki. Maja jest nieprzytomna, tak strasznie żółta, ciężko oddycha. Walcz kochanie, nie rób mi tego, proszę! O 10 rano jej spojrzenie robi się inne, patrzy na mnie przytomnie. Jesteśmy razem, tylko we dwie. Myszko moja, jestem przy tobie, jestem. Tak cię kocham malutka. Po chwili Maja znów zapada w letarg. O 15 podłączam kolejną kroplówkę, kwadrans później serduszko przestaje bić, tylko co chwilę z wielkim trudem łapie oddech. Kona. Wyszłam, nie mogę... Wróciłam 10 minut później i przykryłam ją kocykiem. Już nic cię nie boli, śpij kochanie.


2 komentarze:

  1. Smutne! Też kiedyś przez te kleszcze musiałam pożegnać się z ukochaną Malamutką, pomimo tego, że zawsze zabezpieczałam ją przed kleszczami "z każdej strony".Teraz jak tylko któraś z moich suczek w "sezonie" przejawia podejrzane zachowania od razu pędzę do weta.

    OdpowiedzUsuń
  2. To straszna choroba, wiele psów z niż przegrywa niestety, szczególnie rozpoznana zbyt późno.

    OdpowiedzUsuń