Obraz

Obraz

niedziela, 13 października 2019

Co dalej z hodowlą?

Zaczęło się od kóz ale nie tylko. Była moja pisanina i winorośle i sery kozie i ogród. Wszystkiego po trochu. Kóz już dawno nie ma, o serkach mogę pomarzyć. Została moja maleńka winniczka. Jak co roku robię wina z czerwonych i białych winogron. Dużo mniej. Jak to życie weryfikuje wszystko. Każdą dziedzinę życia. O kozach nie zapomniałam, sentyment pozostał ale na tę chwilę nie ma dla nich miejsca w moim życiu. Mam nadzieję kiedyś... Teraz skupiam się na moich ukochanych spanieluszkach. No właśnie, co dalej z hodowlą? Liczi jest mamą dwóch miotów szczeniąt i babcią jednego. Czekam na maluszki po mojej "małej" Sol. Dziewczynki dorosły i są utytułowanymi Championkami Polski. Do stada dołączył pies, Tristan. Chyba pomału idziemy do przodu, rozwijamy się. Są smutki i radości, wzloty i upadki ale nie drepczemy w miejscu. Show must go on.

wtorek, 30 stycznia 2018

Gonitwa myśli

Koniec stycznia to czas gdy zaczyna człowieka nosić. Listopad to ostatnie prace w ogrodzie i obejściu, grudzień miesiąc leniuchowania. Jakże miłego zresztą. Wtedy korzystamy z owoców całorocznej pracy i naturalnie nadchodzi czas wyciszenia i odpoczynku. W styczniu z każdym dniem ten stan błogości zaczyna pomału uwierać. Koniec stycznia i połowa lutego błogie lenistwo staje się niemiłym i przymusowym nicnierobieniem. I zaczynają się plany. Układam listę nasion warzyw, znów będę testować kolejne odmiany pomidorów i papryk. Co roku jesienią robię notatki i dzięki temu wiem które pomidory się sprawdziły, smakowały, jak i na co ewentualnie chorowały. Jedne odmiany wypadają, inne trafiają do tzw. pewniaków, jeszcze inne wracają do łask lub czekają na swoją kolej testowania. Z zeszłego roku pewniakiem jest pomidor Aussie i on na pewno będzie i teraz. Myślę wrócić do małych, czerwonych pomidorów Atol. Były niesamowicie plenne a zostały porzucone na rzecz odmian wielkoowocowych. Będą też nowe odmiany pomidorów czarnych i żółtych. Chcę też lepiej zająć się zaniedbaną ostatnimi czasy winnicą. Mączniak niestety mocno dał się nam we znaki. No i pastwisko leżące odłogiem... ech. Boli serce wieśniaka lecz póki co trzeba czekać. Rosną zasadzone tam klony. Jedno drzewko niestety zostało pozbawione kory przez zająca pierwszej zimy lecz pozostałe się przyjęły i urosły. Moje klony- kiedyś będą zacienionym miejscem odpoczynku dla moich kóz.

wtorek, 10 października 2017

Dzieciaki

Dawno nie pisałam. Dzieciaki rozjechały się do nowych domów. Saga, teraz Lena mieszka w Warszawie. Ulvhedin, teraz Alfik mieszka w Giżycku a Tengel, obecnie Nico aż w Norwegii. Saga opuściła dom jako pierwsza i jej odjazd odbył się dość gładko. Przy wyjeździe Ulfika przeryczałam cały wieczór a najgorzej zniosłam rozstanie z Tengelkiem. Wszak był w domu najdłużej, ze względu na wyjazd za granicę miał już 4 miesiące i zdążył wpaść mi do serduszka. Tengelek, Wesoły Romek, Romuś, Misio jak go nazywaliśmy to taka słodka przylepka. Na szczęście ma bardzo fajną rodzinkę jak i jego rodzeństwo. Dostaję wiadomości i zdjęcia od nowych rodzin moich psich dzieci i jestem spokojna. Jak można się domyśleć zarówno Sol jak i Villemo zostały w domu. Nie potrafiłam zdecydować, choć właściwie bliżej byłam sprzedaży Sol i prowadziłam rozmowy z zainteresowanymi to wciąż coś mnie powstrzymywało. I przekonuję się, że przeczuć, siódmego zmysłu lub podszeptów serca jak kto woli trzeba słuchać. Sol zawładnęła sercami wszystkich domowników, okręca sobie wokół pazurka wszystkich, których poznaje. Na jej widok człowiek się uśmiecha i czuje ciepło w sercu. Mała, szalona Sol, moje serce. Vivi jest bardziej opanowana i spokojna ale nie mniej kochana. Świetnie radzi sobie na wystawach. Zdobyła już tytuł Najlepszego Młodszego Szczenięcia w rasie oraz Najlepszego Starszego Szczenięcia w rasie. A już za kilka tygodni dziewczynki rozpoczynają karierę wystawową w klasie młodzieży.


                                           
                                                    JUST SOL ANGELICA Lefander

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Spełniam marzenia

Przyszedł czas by przedstawić moje maluszki. Dzieciaki skończyły już 8 tygodni, są odrobaczone, zaszczepione, zaczipowane i z wszelką dokumentacją gotowe zamieszkać ze swoimi rodzinami. Oto one:

JUST SAGA SIMON Lefander:


JUST SOL ANGELICA Lefander:


JUST VILLEMO Lefander:


JUST TENGEL Lefander:


JUST ULVHEDIN Lefander:


I cała piąteczka razem:

Saga już pojechała do nowego domku w Warszawie, Tengel pojedzie dopiero w czerwcu ale aż do Norwegii. Ja mam teraz nie lada dylemat, zostawić szaloną Sol czy piękną Villemo. Nie śpieszę się, na razie obserwuję obie dziewczynki i zostawiam sprawy trochę swojemu biegowi. Na nowy domek czeka jeszcze Ulvhedin- mój ulubieniec w każdym calu. To piękny i mocny pies o cudownym charakterze. I ta jego głowa... po prostu marzenie. Szkoda tylko, że nie chciał współpracować z fotografem stąd i zdjęcia nie oddają jego potencjału w całości. Nadrobimy za tydzień, może wtedy uda się zrobić ładne zdjęcie małemu uparciuchowi. Ulfik to piesek bardzo zrównoważony psychicznie, odważny i mający swoje zdanie, trochę samotnik i indywidualista. Mam nadzieję, że znajdzie swoich ludzi, którzy będą go rozpieszczać i kochać tak mocno jak ja.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Mysie Pysie

Dawno już nie pisałam a u mnie sporo nowości. Choć nie, właściwie tylko jedna. Za to jaka! Moja Liczi urodziła swoje pierwsze maluszki :-) Wymarzone, wytęsknione, urodziły się 17 lutego. Pięć tłuściutkich bobasków, trzy suczki i dwa pieski. Dwie dziewczynki są niebiesko-srebrne podpalane jak pochodzący z Norwegii tata i trzy pomarańczowo siane jak mama. Aktualnie bobaski są już zaszczepione i oznakowane a jutro otrzymają oficjalne metryki pochodzenia. Wrzucam kilka zaległych zdjęć bobasków, za tydzień profesjonalna sesja zdjęciowa i wtedy każdy przedstawi się z imienia :-)










środa, 28 grudnia 2016

Gdy za oknem śnieg

No właśnie, zima to piękna pora roku. Bywa. Gdy pada gruby śnieg, jest biało i pięknie a ja siedzę w ciepłym domku i nie muszę nigdzie jechać. Do miasta w szczególności. Od siedzenia jednakże prócz kilogramów przybywa też pomysłów. Człowiek dużo by zrobił gdy nie może akuratnie. I tak siedząc na fejsbuczku czytam spory mniejsze i większe koziarzy. Na temat prawidłowego kształtu i wielkości koziego wymienia. I stwierdzam jeden fakt. Nadal mnie to kręci. Mieć piękne stadko, wyhodować taką kozę by mieć się czym pochwalić :-D Wyrzekała się żaba błota. Co prawda snucie wizji o mega kozuchach hamuje nieco wspomnienie przerzucania obornika, trudnych porodów, zeżartych drzewek i krzewów oraz ganianie za nimi godzinę po sadzie w niedzielę rano. Choć co prawda to akurat to ganianie zbawienne dla mojej figury było. Pęknięta chrząstka w stopie to też moja wina, było nie zakładać kozie łańcucha. No więc siedzę sobie tą zimową porą i planuję. Ogrodzone pastwisko, letni domek dla kózek, dojalnica coby się wygodnie doiło, placyk zabaw dla koźląt, klony posadzone w zeszłym roku ładnie rosną... Znaczy dwa bo połowę nasadzeń wrąbały zające. Nim się zorientowałam obrały mi kloniki z kory. Dziady jedne powystrzelać tylko. Nie no, lubię kicusie. Owinęłam te biedne dwa drzewka co zostały i może się uratują choć one. Mam nawet nowe pomysły dotyczące zagospodarowania mleka i mięsa (niestety). I wiążą się pięknie z hodowlą psów i ze środowiskiem psiarzy ogólnie. A serki co moje to moje. Nie wymyśliłam jeszcze jak zorganizować temat kozłów i ich wybiegu ale to pewnie temat do obmyśleń na kolejną zimę :-D Poza tematem kozim wciąż plącze się temat koloru pomidorowego. Są pierwsze wnioski i obserwacje. I tak: gleba w foliaku uboga jest w wapń, stąd problemy ze suchą zgnilizną. Zaopatrzyłam się więc w odpowiednie preparaty i lada dzień będę uszlachetniać podłoże dla przyszłych pomidorków. Dwa, pomidory poza folią rosną ładnie i nawet owocują ale Królowa Zaraza przetrzepie wszystko. Trzeba by pewnie ładować chemię co nie bardzo mi się uśmiecha. Nie, żebym była zafiksowanym ekologiem ale jednak chemiczne pomidory to ja mogę w sklepie nabyć o każdej porze roku. Nawet teraz. Problem jest jeszcze taki, że miejsca będę mieć mniej bo starą "paprykową" folię rozebrała wczoraj Barbara. Orkan znaczy. Ten orkan to też kontrowersyjny u nas na Podlasiu był. No ale był. Wracając do pomidorów, to teraz będą musiały się biedaczki przeprosić z papryką i żyć w zgodzie pod jednym dachem, trudno. A co najlepsze jeszcze, wybieram odmiany na przyszły- jeszcze -rok. I już wiem, że za długa lista ale nie mogę się opanować. Bo to fajne i tamto ciekawe. Czarnych 2-3 odmiany, różowych 2, czerwonych 2, żółtych 2, białych 1 i koktajlówki  2. Obiecuję. Gdzie ja to upchnę pojęcia pomidorowego nie mam. A papryka? Słodka tylko Ożarowska, to postanowione i ostrej może Habanero? Sosik z tegorocznych papryczek wyszedł smaczny jednak mógłby być ciut ostrzejszy. Adekwatnie więc do tego potrzebuję większych w mocy papryczek. Za miesiąc już można wysiewać paprykę bo dłużej kiełkuje to zacznie się doglądanie sadzonek. A! O kurach bym zapomniała. Zestarzało się nam stado, wykruszają się zielone kwoczki. Trzeba młodych kupić wiosną. Leghorny mi się marzą...