Obraz

Obraz

środa, 25 grudnia 2013

Proroczy sen

Czytałam, że sny odzwierciedlają to, o czym myślimy w ciągu dnia. I to sprawdza się, dzisiaj w moim śnie widziałam kozy, których dawno już nie ma. Moja pierwsza koza Baśka, jej córka Średnia, Pestka, Jacek, którego trzeba było pozbawić życia po 7 latach, Kuba. I jeszcze kilka innych. W moim śnie zobaczyłam najpierw Jacka, przyszedł nie wiadomo skąd, wychudzony ale to był on! Mój ukochany Jacuś. Zaprowadziłam go do koziarni jednocześnie trochę obawiając się bo przecież był Kuba. Jak pogodzę dwa kozły? Znając temperament Jacka mogło być niewesoło a jednak zgodnie stały obok siebie. Wtedy moją uwagę przykuły nowo narodzone koźlęta martwe porozrzucane po ściółce między kozami. Koło Baśki leżały trzy szare, koło Pestki dwa brązowe, dalej jeszcze inne. Byłam zrozpaczona, tyle martwych koźlaków, dlaczego? Co się stało? Wzięłam na ręce jedno małe a ono słabo oddychało, zaczęłam dmuchać mu w pyszczek, masować i maleństwo ożyło. Podobnie z resztą maluchów. I na tym skończył się mój sen. Kozy były martwe a ożyły. Teraz analizuję to wszystko, rozmyślam. Dochodzę do wniosku, że te lata byłam trzymaczem kóz, nie hodowcą. Hodowca, hoduje, ulepsza, ja podchodziłam do kóz zbyt emocjonalnie. Byłam skłonna sprzedać kozę wysokomleczną i zostawić byle jaką ale ulubioną. Tak nie postępuje hodowca. Pamiętam kozę Średnią, zgodnie ze swoim imieniem była przeciętna mlecznie ale po byle jakich kozłach dawała w przeważającej ilości kózki i to fajne mleczuchy. Jej córki- te, które pamiętam, Dixi, Balbina, Agata i moja rekordzistka Łyska. Jakie potomstwo mogłaby dać z odpowiednio dobranym kozłem? Dixi dożyła u mnie swoich dni, kryta byle czym, z jej potomstwa nic nie zostawiłam sobie. Balbina, sprzedana po drugich koźlętach zapowiadała się niesamowicie. Agata, wspaniała koza, duża, umaszczenia sarny odeszła struta barszczem Sosnowskiego. Bardzo jej żałowałam. I Łyska, jej potomstwo żyje gdzieś w Polsce tylko nie u mnie. Gdybym wtedy miała ten rozum co teraz wiele a właściwie wszystko robiłabym inaczej. Nie sprzedałabym Średniej ze względu na potomstwo jakie dawała. Koza ta bardzo ciężko się doiła, miała twarde strzyki i to był powód jej sprzedaży. Kuba, którego miałam ostatnio pokazał mi jak ważny jest dla hodowcy kozioł. Pokryte nim delikatnie mówiąc marne kózki dały piękne potomstwo. Co ciekawe nie działa to w drugą stronę. Dobra koza kryta marnym kozłem to spadek wartości, słaba koza kryta dobrym kozłem daje lepsze od siebie osobniki. Jak powstały rasa biała i barwna uszlachetniona? Kozy lokalne, mieszańce białe i kolorowe kryto przez wiele pokoleń kozłami ras alpejskiej i saaneńskiej. W ten sposób następuje uszlachetnienie kóz. Tymczasem w Polsce wciąż nie doceniana jest doniosła rola kozła w stadzie. Kryje się byle czym, byle bliżej i taniej, synem, bratem, ojcem a efekty widać jak na dłoni, szukać nie trzeba. Szukać to właściwie trzeba dobrych kóz. Choć świadomość ludzka jest coraz większa i co pocieszające jakość kóz w Polsce zaczyna się pomału zmieniać na lepsze. To wciąż daleka droga ale pomału, pomału zaczyna być widoczne światełko w tunelu. Ten mój dzisiejszy sen przypomniał mi ile rzeczy zrobiłam źle ale i daje nadzieję na przyszłość. Nie będę żałować tego co było. Było, minęło, nie ma. Wiem, że po tych kilkunastu latach "miecia" kóz powinnam mieć teraz zarąbiste stado wyselekcjonowanych, wysokomlecznych kóz. Powinnam ale nie mam, trudno, trzeba uczyć się na błędach, podnosić z kolan i iść do przodu. Kilka nowych fotek dwójki AA:







Bardzo ciężko zrobić ładne zdjęcia tej ruchliwej dwójce. Astra nieco przybrudzona sokiem z obdzieranej z kory sosny ale trudno. A tu mistrz drugiego planu, bardzo podoba mi się ta kózka:


Jak kozy to i Kropa niech się też pokaże:




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nowe stare

Przypominam sobie na nowo przyjemności posiadania kóz. Dopiero teraz nawiązuję więź z Almą i Astrą. Astra okazuje się bardzo psotną, wesołą kózką. Wskakuje mi nóżkami na plecy, ciągnie za włosy, rozrabia niczego się nie bojąc. Alma jest bardziej poważna i stateczna. Lubi mizianie byle nie za dużo. Cieszę się bo znów odczuwam radość na widok moich podopiecznych, lubię do nich zachodzić, pogłaskać, porozpieszczać smakołykami. Widać odczułam zmęczenie materiału, potrzebowałam przerwy i odnaleźć zagubioną gdzieś pasję do tych zwierząt. Cieszę się, że nie spaliłam za sobą mostów, chyba w głębi siebie wiedziałam, że nie chcę całkowicie pozbawić się ich towarzystwa. Mam wiele nowych pomysłów dotyczących i kóz i psów. Dwójka AA rośnie pięknie tak samo jak mój nowy psi członek rodziny. Dziewczynka jest jeszcze w hodowli przy mamie, przedstawię ją gdy już będzie przy mnie.

wtorek, 26 listopada 2013

Przedzimek

Zima zbliża się wielkimi krokami, czas na ostatnie, przedzimowe prace, czyli głównie okrycie roślin wrażliwych na mróz. W moim przypadku oznacza to zakopanie pod ziemię 50 sztuk winorośli. Praca ciężka, szczególnie jeśli wykonuje się ją w pojedynkę. Krzewy przyginać się do ziemi za bardzo nie chcą, trzeba uważać by nie złamać, jedną ręką przytrzymywać łozy, drugą operować szpadlem. Połowa już okryta, zimuje, mam nadzieję, że dwa dni wystarczą na dokończenie reszty. Krzaki muszą być w całości przykryte ziemią, na to gałęzie świerkowe, które oczywiście trzeba sobie w lesie naciąć i przetransportować do domu. Stanowią dodatkową warstwę ochronną gdyż spadający śnieg pięknie trzyma się jedliny. No i kurki grzebuchy nie mają szans na zniszczenie mojej pracy.
Kozuchy już nie ciągną na dwór, wolą siedzieć w ciepełku w koziarni i wcinać smakołyczki, czyli sałatkę warzywną i owies. Zakupiłam większą ilość więc już im nie wydzielam, niech jedzą do woli. Muszą nabrać więcej ciałka przed zimą. Łyska miała już drugą ruję, wygląda bardzo dobrze, na tamten świat jej nie śpieszno i dobrze, niech żyje jak najdłużej starowinka. A byłam przekonana, że koniec jest blisko. :-) Panny, Alma i Astra wreszcie rosną jak należy, pokończyły 9 miesięcy ale choroba zrobiła swoje i wyglądają na 6-7 miesięcy. Jestem jednak dobrej myśli, widzę, że wyglądają coraz lepiej i myślę, że do następnej jesieni wyrosną jak bym chciała.
Psice wiodą te swoje beztroskie życie, Zoja właśnie cieczkuje i pod bramą czatuje wciąż dwóch kawalerów. Nie są bardzo uciążliwi dopóki nie przejdą na posesję co własnie dzisiaj nastąpiło i musiałam amanta z kijem przeganiać. Zojka jak ta królewna w wieży zamknięta na tarasie ale pilnować trzeba. Styczeń lub luty planuję sterylizować rudą to wreszcie będzie spokój.
A co najlepsze, wreszcie ruszyłam z budową łazienki u mnie na poddaszu. Po 6 latach wreszcie coś się ruszyło, ścianki już stoją, postawione przez sprytnego fachowca w jeden dzień. Teraz te moje małe mieszkanko pomału zacznie wyglądać jak należy z czego ogromnie się cieszę.

niedziela, 3 listopada 2013

Nowe decyzje

Tak, wreszcie podjęłam ostateczne decyzje. Kozy zostają. Alma i Astra, moje wymarzone, pierwsze rasowe kózki. Raz, że ciężko było mi się z nimi rozstawać, no bo jak tak po tylu latach nie mieć ani jednej kozuchy? Dwa, nie planuję powiększać stada więc byłyby tylko one dwie więc utrzymać je nie będzie trudno. A trzy- kozie mleko bardzo mi się jeszcze przyda. Teraz, kiedy już wiem co robić dalej z nadzieją i optymizmem patrzę w przyszłość. Łyska wczoraj dostała rui, pierwszej w tym roku. W zeszłym roku zaszła mi niespodziewanie w ciążę właśnie o tej porze, teraz na pewno koniec z "tymi" sprawami. Kozła nie ma więc wpadki wszelakie wykluczone, poza tym wytłumaczyłam staruszce, że w pewnym wieku to już nie wypada. Warsztat definitywnie zamknięty. Panny albo rujki mają ciche albo jeszcze nie dojrzały bo zmian w zachowaniu nie odnotowałam. A w sumie mają już po 8 miesięcy choć słabo porosły. Myślę, że wpływ na to miała przedłużająca się choroba wiosną i latem a co za tym idzie słabe jedzenie. Na szczęście teraz są całkowicie zdrowe, odrobaczone i szczęśliwe. Wyrosną do przyszłej jesieni. Nie będę się śpieszyć z ich kryciem, muszą wyrosnąć duże i dorodne. Planuję też wrócić do królików ale nie kilkanaście sztuk jak 2 lata temu a 4-5. Tyle, ile mam klatek. Zdrowe mięsko przyda się jak nie nam to część zapewne dla moich cockerów. Jak już o psach mowa, oficjalnie zarezerwowałam w świetnej hodowli suczkę wystawową. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to w marcu przywitam nowego członka rodziny. Przyszła psia mamusia jest już w potwierdzonej ciąży, przewidywany termin porodu początek grudnia. Ciężko się czeka, człowiek wszystko chciałby "na już". Teraz mam czas na dokształcanie się w temacie rasy, jej pielęgnacji, hodowli i wystawiania. I robienie wielkich planów, jak to zwykle późno jesienną i zimową porą gdy pracy na dworze coraz mniej. Ogród sprzątnięty, zaorany, zapasy zrobione, opał zgromadzony. Teraz tylko grabienie dopadających codziennie liści i słuchanie bulkającego w balonikach wina.

piątek, 25 października 2013

Trochę w zawieszeniu

Ważą się losy Almy i Astry, wciąż myślę co robić, sprzedawać, nie sprzedawać. Jednego dnia jestem zdecydowana na sprzedaż a potem idę poprzytulać te kochane mordki i te moje zdecydowanie ucieka. To moje wymarzone, rasowe kózki, czekałam na nie tyle czasu... Z drugiej strony potrzebne pieniądze i nie wiem czy będę miała dla nich czas. Nie chcę by były zaniedbane. Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie, ułożyć plan działania, zdecydować wreszcie co będę robić w najbliższym czasie. Tak sobie dzisiaj rozmyślałam przy okazji wyprowadzania ich na łąkę, na duże stado nie będę miała ani czasu ani warunków ale te dwie kózki? Może dałabym radę, kozioł dla nich odpowiedni jest w sąsiedztwie, przyjechałby tylko na parę dni na krycie. Sianka dwie kozy dużo nie zjedzą a miałabym swoje mleczko i wciąż serki w których zdążyłam się już rozsmakować. A i psiakom coś skapnie. No i tak zaczynam się łamać w dotychczasowym postanowieniu sprzedaży ich wiosną i ostatecznym zakończeniem przygody z kozami. Nie jest łatwo tak wywracać swoje życie do góry nogami. Zaskakuje mnie też Łyska, po porodzie wyglądała bardzo licho, ma już 13 lat, potraciła zęby, nie była w stanie jeść siana więc zapadła decyzja o jej uśpieniu. Łysia jednak chyba usłyszała i zrozumiała o czym mówimy bo wcina siano aż miło. Fakt, ma trudności ale dostaje warzywa, owoce, otręby, witaminy. Zaokrągliła się troszkę, widzę, że je i to nie tylko miękką trawę ale sianko również. Codziennie brzuszek ma wypchany, jest zdrowa, żwawa, rządzi pannami. W związku z tym wyrok został odroczony w czasie. Dopóki nic poważnego jej nie dolega będzie żyła. Tyle jej obiecałam, ma u mnie emeryturę. Kozła już nie ma więc nie ma możliwości wpadki jak w zeszłym roku, została zasuszona i dopóki będzie mieć wolę życia będzie z nami.

sobota, 12 października 2013

I pojechał

Kuba pojechał dziś do swoich nowych właścicieli. Tym razem poszło łatwo i gładko bo wiem gdzie trafił. A zamieszkał z Melą i Zuzią. Prawdopodobnie wiosną dołączą do nich jeszcze Alma i Astra tak więc moje stadko będzie w komplecie tylko w innym miejscu. :-) Ogromna to radość, gdy wiem, że moje wychowanki wiodą dalej szczęśliwe życie rozpieszczane, głaskane, odpowiednio karmione a przede wszystkim kochane. Ja z kolei spodziewam się nowego domownika ale to dopiero w okolicach marca. Przedstawię go gdy przyjdzie czas.

piątek, 27 września 2013

1-2-3-4 spaniele

Kropulinka po sterylce całkowicie doszła już do siebie. Sprawdziło się przysłowie: "goi się jak na psie". Początkowo bałam się zajrzeć pod kubraczek ale gdy w końcu zebrałam się na odwagę moim oczom ukazała się 1 cm kreseczka z dwoma szwami. Jak ta medycyna do przodu poszła jednak. A tak Kropcik prezentuje się w kubraczku:


Moje dziewczynki skończyły rok i przy okazji dostały swoje pierwsze snoodsy :-) :



Nie, nie jestem zwolenniczką przebierania psów jednak w przypadku tej rasy ochraniacze na uszy bardzo przydają się podczas jedzenia. Mieliśmy też wizytę fajnych gości, odwiedziła mnie koleżanka z forum spanielowego z mężem i dwoma swoimi psami. Zip- 2-letni wykastrowany piękny pies w typie spaniela i Nutka (Flowing Melody Lanturn)- słodka, grzeczna i spokojna niebiesko-srebrna cockerka. Porobiliśmy plany wystawowe i przyszłościowe, pospacerowaliśmy i poznaliśmy swoje psiaki.











Mam nadzieję na rychłą powtórkę spotkania.
Kozulki moje, Łyska, Alma i Astra mają się dobrze, korzystają z pastwiska, kaszel przeszedł po odrobaczeniu na pasożyty płucno-żołądkowe. Wrócił Kubuś po miesięcznej nieobecności. Trochę odchudzony, choć podrósł i strasznie śmierdzący. Poradzimy sobie z tym, wykąpiemy, niech chłopak ochłonie trochę i pojedzie do swojego nowego domku. Tam czekają już na niego stęsknione Mela i Zuzia. Tak, zamieszka z Państwem, którzy mają moje kozy, bardzo się cieszę. Wiem, że lepiej trafić nie może, on i one. Co z Almą i Astrą? Jeszcze nie wiem, nie podjęłam decyzji więc nie palę mostów i zostawiłam je sobie. Może będą tylko one dwie tak aby mieć mleczka i sera tylko dla siebie? Może sprzedam je jeśli moje plany kynologiczne się wykrystalizują? Zobaczymy.

piątek, 6 września 2013

Bieda

Dzisiaj wielki dzień, Kropeczka moja ukochana pojechała na sterylizację. Nerwy miałam straszne, przeżywałam to bardzo. Na szczęście operacja przebiegła gładko, przy okazji narkozy prześwietliłam jej też bioderka na dysplazję. Wynik- idealnie zdrowe. :-) Do weterynarza zabrałam też Kiri- naszą najstarszą kotkę. A to z kolei na obcięcie zniszczonego przez lata pozbawionego melaniny ucha. No i wyjechała bez ucha i macicy dodatkowo. Tak więc teraz mam pod opieką dwie nieprzytomne rekonwalescentki. Kropcia grzeczna, wybudzona ale drzemie teraz za to Kiri kursuje po pokoju. I pilnować trzeba.

poniedziałek, 2 września 2013

Sekrety

  Była to ciepła, lipcowa noc. W powietrzu unosił się słodki lecz nieco mdlący zapach wiciokrzewu. Przypadkowy obserwator zobaczyłby tylko dwa cienie przemykające cicho w stronę jeziora. Zazdrosny księżyc wyłaniając się zza chmur odsłonił tajemnicę. Wiedzieli jednak, że nie zdradzi jej nikomu, byli bezpieczni. Wśród gęstych, przybrzeżnych trzcin odnaleźli łódź. Byli szczęśliwi, mrok trzymał ich w objęciach, fale kołysały niczym swe ukochane dzieciątka. Ta kradziona światu chwila należała do nich. Ciemnowłosa dziewczyna i czarnooki mężczyzna.
  Dwa ptaki rozpoczęły swój odwieczny taniec. Nie mogą przestać, to silniejsze od nich. Tańczą do utraty tchu. Coraz wyżej, ku słońcu. Zatracają się w sobie, nie ma już dwóch ptaków. Tylko jedna dusza, połączona na krótką chwilę.
  Ptaki odfrunęły pozostawiając pustą, samotną łódź.



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Odleciały

No i po wszystkim. Patka i Maszka poszły na swoje do nowego domu. Gdzieś w okolice Góry Kalwarii. Rodzina wspaniała, mają już trzy młode kozy, uwielbiają te zwierzaki. Czułam pozytywne fluidy, jestem pewna, że bardzo dobrze zaopiekują się córami Kuby. W koziarni pusto, Łyska poganiała jastrzębcanki ale raczej z nudów niż z przekonania. Dopóki królowej schodzą z drogi są bezpieczne.
Żegnajcie Patka i Maszka.



sobota, 24 sierpnia 2013

Żegnajcie

No i pojechały. Mela z córą Zuzanną. Przykro ale lepszego miejsca wymarzyć bym im nie mogła. Pojechały pod Terespol a Państwo, którzy je kupili są wspaniałymi ludźmi zakochanymi w kozach. Jestem pewna, że moje kochane kozice będą miały tam najlepszy dom. Żegnajcie kozulinki.



środa, 21 sierpnia 2013

W oczekiwaniu

Kozuchy moje zarezerwowane, pójdą w dobre ręce jak chciałam. Parami, tzn. Mela z Zuzią oraz Patka z Maszką. Czekam na odbiór w sobotę, wtedy napiszę więcej. Cieszę się, że wkrótce będzie po wszystkim choć nie wiem jak ja tę sobotę przeżyję.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Ćwiczymy

Plany na przyszłość zaczynają się krystalizować. Myślałam o tym od dawna ale nie byłam pewna czy to jest to. A jednak, hodowla zostaje, zmieniam gatunek. Kropulinka jest petem i nie będzie nigdy rozmnażana więc co mi zostaje? Tak tak, kupno suni na wystawy. Nie tak szybko oczywiście, za rok z hakiem jak dobrze pójdzie. Teraz mam czas na przygotowania. Uczę się prawidłowego groomingu cockera, wystawiania (narazie na podwórku). Ćwiczę na Kropci, jej to nie przeszkadza a  ja nabiorę wprawy. Tak, coby gdy przyjdzie czas nie zbłaźnić się na całego. Zdobywam wiedzę na temat rasy, rodowodów, hodowli polskich i zagranicznych, kojarzeń, genetyki. Nie jest to łatwe, wręcz przeciwnie lecz bardzo ciekawe i pasjonujące. A tak ćwiczymy:





Jedna bardziej udane, inne mniej ale uczymy się. Potem czas na przerwę:








piątek, 9 sierpnia 2013

Rozterki

Kozy narazie w komplecie. Zgłosiła się osoba chętna na wszystkie ale prosiła o kilka dni na zorganizowanie transportu bo z daleka więc sprzedaż chwilowo wstrzymana. Nie wiadomo jak będzie, ludzie są jednak różni. Byłoby fajnie gdyby kozy poszły razem w jedno miejsce ale cóż... będzie jak ma być. Nie robię nic na siłę. Temperatury rosną jak szalone, całe dnie spędzamy w zacienionym pokoju. Psy wychodzą na kilkanaście minut na słońce, potem nura do stawu. Jak ja im zazdroszczę. Kozy niestety siedzą w koziarni na sianie, mleko ucięły. Zuza się zasuszyła, Mela ukróciła, tylko Łyska ile dawała tyle daje. Paradoks, ją najbardziej chciałabym zasuszyć bo wygląda źle, bardzo wychudła. Niech się kochana moja nacieszy jeszcze troszkę słońcem i życiem ale tylko do jesieni. Czas końca już wyznaczony. W pełnym niepewności i rozterek oczekiwaniu na dalsze losy moich zwierząt planuję remont swojego małego mieszkanka. Dobieram farby i dodatki.
A to Kuba:



Kubuś czeka na nowe stado.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Duchoty

Żar leje się z nieba zupełnie nieziemski. Tak jest jednak w całej Polsce więc cierpimy wszyscy. Zimna i mrozu nie lubię ale upałów nie znoszę. Pot, lepiąca się non stop koszulka, ble. Naszło mnie coś ostatnio na przemyślenia (nie wiem czy to czasem nie od tej temperatury), chcę coś zmienić. Mam wrażenie, że życie przelatuje mi przez palce, ciągle się o coś staram a nie wychodzi. Kozy. Mam je tyle lat, od kilku uszlachetniam i buduję moje małe stadko, miałam wielkie plany... a wciąż tylko dokładam. To siano, to zboża trzeba dokupić. To choruje któraś i wet i leki pożerają moją małą rencinę. Ciągle sobie obiecuję, jeszcze tylko to, tylko tamto i będzie lepiej. I nie jest. Nawet chętnych na mleko nie ma. Wszystko przerabiam na serki a i te już nam się przejadły. Tracę cierpliwość do kóz, radość i nadzieję. Nie chcę by cierpiały na tym moje zwierzęta. 8 sztuk to za dużo dla mnie teraz, zdrowie mi szwankuje coraz bardziej, nie daję rady. Muszę coś z tym wszystkim zrobić. Biję się z myślami, ciężko mi podejmować takie decyzje ale czuję, że to jest czas by zająć się sobą wreszcie. Najstarsza koza Łyska ma zostać uśpiona jesienią, Kuba do odstrzału (sprzedaży) choć strasznie mi go żal. Postanowiłam zostawić sobie 3-4 kozy i tu problem, bo które? Te słabe już sprzedane, zostały same fajne. Czwórka młodzieży zostaje do przyszłego roku do sprawdzenia co z nich wyrośnie, Mela? To bardzo wrażliwa i delikatna kozucha, może być jej ciężko przyjąć się w nowym stadzie. Padło na Zuzę. Zuzia ma 1,5 roku, mamę ciągła do 6 miesiąca życia a w 7 zaszła w ciążę. Urodziła w lutym parkę, pięknie sama je wykarmiła i odchowała. Pozwalała się ssać innym koźlętom, istna matka Polka. Sprzedam Zuzię tylko w dobre ręce, nie chcę jej zmarnować.



czwartek, 25 lipca 2013

Choroba

Dopadło mnie wstrętne przeziębienie. Mnie! W dodatku latem! Rzecz to niesłychana ale cóż. Tydzień z chorym dzieckiem zrobił swoje i złamało mój odporny organizm. Zaczęło się lekkim drapaniem w gardle i jeszcze wtedy miałam nadzieję, że nic gorszego się z tego nie wykręci lecz płonne moje nadzieje. Zmogło mnie w łożu z kaszlem, popierdywaniem i cieknącym nosem. Rano robię tylko obrządek u kóz, wyprowadzam starszyznę na trawę a młodszyzna stoi w domu bo nie mam siły ani chęci się teraz z nimi szarpać. Nie są jeszcze tak karne i usłuchane jak dorosłe kozy więc często i gęsto muszę się za nimi pouganiać po krzakach. Wiem, żałuję im trochę bacika, a małpiszony wspaniale to wykorzystują. Mnie i moje miękkie serce. Tak więc po obrządku kozim, zadaniu zielonki królikowi idę wygrzewać moje stare kości gapiąc się w telewizor.

sobota, 6 lipca 2013

Dwie siostry

No i moi drodzy, sianka pilnuję. Posolone, jak narazie jest dobrze. Sprawdzam, wkładam dłonie do środka balotów ale nie jest nawet ciepłe więc ok. Schnie pięknie w przewiewnej stodole. Nowymi talentami objawia się Zoja, pięknie zagania kozy z krzaków, dzięki temu ja nie muszę się przedzierać przez zarośla. A co najlepsze odwołana wraca natychmiast, myślę coby ją przyuczyć do tego, będzie wspaniałą pomocnicą. Kropcia nie wykazuje takich zdolności ale jak to ujął mój tata, Kropka ma leżeć i pachnieć. Dwie siostry, przyszywane, bardzo różne ale obie kochane. Każda ma to coś, coś innego.



Zoja zmądrzała, uspokoiła się, teraz jest naprawdę super, stateczna (poza chwilami szaleństwa), posłuszna, uwielbia drapanie po szyi. Przypomina mi Maję, zresztą nie bez przyczyny, w końcu to siostry po jednych rodzicach. Kropek to bardziej fiu bździu, szalona, kocha wszystkich, lizusek. Podjęłam sobie za punkt honoru nauczyć się prawidłowego groomingu cocker spaniela angielskiego, nie jest to łatwe ale pomału, z pomocą hodowcy i innych życzliwych osób nauczę się. Główka i uszka wyglądają już całkiem całkiem.






W gospodarstwie przybyło nam kurek zielononóżek i mieszańców z leghornem. Kura zielona nanosiła jajek w niedostępnym miejscu pod tarasem, wysiedziała i wyprowadziła 12 sztuk. Jedne po mamusi zielone, inne po tatusiu białe.



Temperatura nam dokucza, obowiązki swoje codzienne wykonujemy rano, do 10, potem do 16-17 siedzimy w zacienionym pokoju. Ach, tak źle i tak niedobrze. Lubimy narzekać ale taka już nasza polska natura. Za to pozdrawiam wszystkich moich nowych i starszych czytelników. :-)






Nie mogłam się powstrzymać aby nie pokazać zabójczej minki Zojki i mojej kochanej koteczki, 10-letniej Frytki.