Obraz

Obraz

wtorek, 22 kwietnia 2014

Pracowity dzień

Dzisiejszy dzień jakby w całkowitej kontrze do poprzedniego przywitał nas ciepło i słonecznie. Chęci do pracy duże więc po porannej kawce, nakarmieniu królika i wyprowadzeniu koziego mini stadka do sadu złapałam byka za rogi. Znaczy udałam się do winnicy robić wiosenne porządki. Krzewy odkopałam już jakiś czas temu, jednak wciąż walały się tam obcięte jesienią łozy oraz świerkowe gałęzie użyte do okrywania kopców. Jedlinę powiązałam w pęczki aby łatwiej było wynosić i obczyściłam z ostro rosnącego już zielska jeden rząd. Taniec z haczką dał się mocno we znaki moim plecom, cóż, czas zimowego lenistwa się skończył i dopiero dziś tak naprawdę przywitałam wiosnę. Jutro planuję zrobić drugi rząd to będzie już można wyłożyć rzędy czarną agrotkaniną. Zdało to egzamin w zeszłym roku, wystarczy wyrwać chwasty wiosną i całe lato mamy spokój. Sąsiad mam nadzieję przyjedzie na dniach zaorać i zabronować ogród to będzie można siać. Rozsady kapusty, kalafiorów i brokułów rosną ładnie, jeśli zbierzemy taki plon jak myślę to będziemy robić mrożonkę warzywną, takie swoje "warzywa na patelnię", które uwielbiam. Pomidorki za to w tym roku bardzo lichutkie, nie wiem dlaczego tak marnie rosną. Wyczytałam na forum ogrodniczym, że przyczyną może być zła ziemia i tak chyba właśnie jest a przecież dałam specjalną, sklepową ziemię do rozsad. Ot, chciała sobie baba poprawić, głupi się człowiek rodzi i głupi umiera.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Freedom

No i dojechał nasz nowy koziołek. Mały jest bardzo rezolutny, uznał, że nie dla niego kojce. Z jednego wyskoczył górą, z drugiego zwiał przez okno. Zamknięte. Wypchnął szybę, całe szczęście, że wyleciała w całości i poszedł na obchód swoich nowych włości. Dobrze chociaż, że człowieka się nie boi i przybiega na zawołanie. Stosownie więc do swojego pragnienia wolności otrzymał imię Freedom, zdrobniale Fredek.





niedziela, 13 kwietnia 2014

Melania i Jakub

Dzisiejszy post w całości dedykuję im- Meli i Kubusiowi. Jesienią znalazłam dla nich dobry dom. Półtoraroczny Kuba wraz z dwuletnią Melą i roczną Zuzią zostały po długich rozmyślaniach sprzedane wspaniałej rodzinie kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ktoś powie: sprzedałaś-zapomnij. Nie umiem tak, utrzymywałam stały kontakt z nowymi właścicielami, regularnie dostawałam fotki i wiadomości o moich ulubieńcach. Byłam szczęśliwa bo trafiły do cudownych ludzi, którzy dbali o nie lepiej niż ja sama. I tak oglądałam zadowolone kozuszki. Dostały swój ogrodzony wybieg pełen donoszonych stale smakołyków, "kozią górkę" na której Kuba dumnie prężył pierś jak kapitan na Titanicu, wygodny, ciepły domek... Wspólnie czekaliśmy na rujki a potem niecierpliwie wypatrywałam wieści o maluszkach. No właśnie, gdy w lutym kontakt się urwał zachodziłam w głowę co mogło się stać. Słałam maile i nic, cisza. Dzisiaj dowiedziałam się dlaczego. Nie ma już Meli i Kubusia a ich opiekunowie nie wiedzieli jak mi to powiedzieć. Przeżyli ciężkie chwile, najpierw stracili Kubę. Biedakowi po nieudanej dekornizacji wciąż odrastały kikutki rogów. Teraz odrosły tak bardzo, że jeden niebezpiecznie zbliżał się do oka. Konieczne zatem było obcięcie rożków. Weterynarz wykonał zabieg pod narkozą jednak podał zbyt silną jej dawkę i Kubuś po prostu już się nie wybudził. Bardzo mi go żal, był młody- właśnie skończył 2 lata, piękny, dorodny kozioł rasy polska barwna uszlachetniona. A co najważniejsze, miał cudowny charakter, spokojny, kochany przytulak. Śpij Kubusiu :-(


Mela miała bardzo ciężki poród, bliźniaki, rodziły się dwa jednocześnie. Po długim czasie i wielu trudnościach wet wyciągnął pareczkę, białą jak mama kózkę i brązowego jak tata koziołka. Kózka niestety pomimo reanimacji nie przeżyła, podobnie jak jej mama- moja kochana Melusia :-( Umarła następnego dnia. Śpij spokojnie Meluniu...


Mela była moją ulubioną kózką, ostatnie dziecię wybitnej Łyski i Jacka, kozła, który wiele dla mnie znaczył. Nie odziedziczyła po mamie mleczności ale cudowny charakter, spokojna, troszkę nieśmiała, delikatna Melusia. Urodziła się w czasie gdy po okresie niepowodzeń i zawiedzionych nadziei zaświtało dla mnie słońce.
Po Meli i Kubusiu pozostał Kuba Junior- sierotka, koziołek, który przeżył trudne narodziny za to teraz bryluje w towarzystwie ludzkim. Karmiony butelką, chodzi na smyczy do szkoły odwiedzać dzieci (jego pani jest nauczycielką), ma wstęp nawet na pokoje gdzie ciekawie przygląda się sobie w lustrze a tupotem małych nóżek przywraca uśmiech na twarzy swojej pani.
Jest jeszcze i Zuzia, która urodziła dwie śliczne Kubusiowe córki. Brązowe jak tata Madzia i Misia. Wesołe, żwawe brykają po młodej trawce z mamą i bratem Juniorem. Tak więc geny przetrwają. Nie zapomnimy o was, RIP Mela i Kubuś.