Obraz

Obraz

środa, 25 grudnia 2013

Proroczy sen

Czytałam, że sny odzwierciedlają to, o czym myślimy w ciągu dnia. I to sprawdza się, dzisiaj w moim śnie widziałam kozy, których dawno już nie ma. Moja pierwsza koza Baśka, jej córka Średnia, Pestka, Jacek, którego trzeba było pozbawić życia po 7 latach, Kuba. I jeszcze kilka innych. W moim śnie zobaczyłam najpierw Jacka, przyszedł nie wiadomo skąd, wychudzony ale to był on! Mój ukochany Jacuś. Zaprowadziłam go do koziarni jednocześnie trochę obawiając się bo przecież był Kuba. Jak pogodzę dwa kozły? Znając temperament Jacka mogło być niewesoło a jednak zgodnie stały obok siebie. Wtedy moją uwagę przykuły nowo narodzone koźlęta martwe porozrzucane po ściółce między kozami. Koło Baśki leżały trzy szare, koło Pestki dwa brązowe, dalej jeszcze inne. Byłam zrozpaczona, tyle martwych koźlaków, dlaczego? Co się stało? Wzięłam na ręce jedno małe a ono słabo oddychało, zaczęłam dmuchać mu w pyszczek, masować i maleństwo ożyło. Podobnie z resztą maluchów. I na tym skończył się mój sen. Kozy były martwe a ożyły. Teraz analizuję to wszystko, rozmyślam. Dochodzę do wniosku, że te lata byłam trzymaczem kóz, nie hodowcą. Hodowca, hoduje, ulepsza, ja podchodziłam do kóz zbyt emocjonalnie. Byłam skłonna sprzedać kozę wysokomleczną i zostawić byle jaką ale ulubioną. Tak nie postępuje hodowca. Pamiętam kozę Średnią, zgodnie ze swoim imieniem była przeciętna mlecznie ale po byle jakich kozłach dawała w przeważającej ilości kózki i to fajne mleczuchy. Jej córki- te, które pamiętam, Dixi, Balbina, Agata i moja rekordzistka Łyska. Jakie potomstwo mogłaby dać z odpowiednio dobranym kozłem? Dixi dożyła u mnie swoich dni, kryta byle czym, z jej potomstwa nic nie zostawiłam sobie. Balbina, sprzedana po drugich koźlętach zapowiadała się niesamowicie. Agata, wspaniała koza, duża, umaszczenia sarny odeszła struta barszczem Sosnowskiego. Bardzo jej żałowałam. I Łyska, jej potomstwo żyje gdzieś w Polsce tylko nie u mnie. Gdybym wtedy miała ten rozum co teraz wiele a właściwie wszystko robiłabym inaczej. Nie sprzedałabym Średniej ze względu na potomstwo jakie dawała. Koza ta bardzo ciężko się doiła, miała twarde strzyki i to był powód jej sprzedaży. Kuba, którego miałam ostatnio pokazał mi jak ważny jest dla hodowcy kozioł. Pokryte nim delikatnie mówiąc marne kózki dały piękne potomstwo. Co ciekawe nie działa to w drugą stronę. Dobra koza kryta marnym kozłem to spadek wartości, słaba koza kryta dobrym kozłem daje lepsze od siebie osobniki. Jak powstały rasa biała i barwna uszlachetniona? Kozy lokalne, mieszańce białe i kolorowe kryto przez wiele pokoleń kozłami ras alpejskiej i saaneńskiej. W ten sposób następuje uszlachetnienie kóz. Tymczasem w Polsce wciąż nie doceniana jest doniosła rola kozła w stadzie. Kryje się byle czym, byle bliżej i taniej, synem, bratem, ojcem a efekty widać jak na dłoni, szukać nie trzeba. Szukać to właściwie trzeba dobrych kóz. Choć świadomość ludzka jest coraz większa i co pocieszające jakość kóz w Polsce zaczyna się pomału zmieniać na lepsze. To wciąż daleka droga ale pomału, pomału zaczyna być widoczne światełko w tunelu. Ten mój dzisiejszy sen przypomniał mi ile rzeczy zrobiłam źle ale i daje nadzieję na przyszłość. Nie będę żałować tego co było. Było, minęło, nie ma. Wiem, że po tych kilkunastu latach "miecia" kóz powinnam mieć teraz zarąbiste stado wyselekcjonowanych, wysokomlecznych kóz. Powinnam ale nie mam, trudno, trzeba uczyć się na błędach, podnosić z kolan i iść do przodu. Kilka nowych fotek dwójki AA:







Bardzo ciężko zrobić ładne zdjęcia tej ruchliwej dwójce. Astra nieco przybrudzona sokiem z obdzieranej z kory sosny ale trudno. A tu mistrz drugiego planu, bardzo podoba mi się ta kózka:


Jak kozy to i Kropa niech się też pokaże:




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nowe stare

Przypominam sobie na nowo przyjemności posiadania kóz. Dopiero teraz nawiązuję więź z Almą i Astrą. Astra okazuje się bardzo psotną, wesołą kózką. Wskakuje mi nóżkami na plecy, ciągnie za włosy, rozrabia niczego się nie bojąc. Alma jest bardziej poważna i stateczna. Lubi mizianie byle nie za dużo. Cieszę się bo znów odczuwam radość na widok moich podopiecznych, lubię do nich zachodzić, pogłaskać, porozpieszczać smakołykami. Widać odczułam zmęczenie materiału, potrzebowałam przerwy i odnaleźć zagubioną gdzieś pasję do tych zwierząt. Cieszę się, że nie spaliłam za sobą mostów, chyba w głębi siebie wiedziałam, że nie chcę całkowicie pozbawić się ich towarzystwa. Mam wiele nowych pomysłów dotyczących i kóz i psów. Dwójka AA rośnie pięknie tak samo jak mój nowy psi członek rodziny. Dziewczynka jest jeszcze w hodowli przy mamie, przedstawię ją gdy już będzie przy mnie.