Była to ciepła, lipcowa noc. W powietrzu unosił się słodki lecz nieco mdlący zapach wiciokrzewu. Przypadkowy obserwator zobaczyłby tylko dwa cienie przemykające cicho w stronę jeziora. Zazdrosny księżyc wyłaniając się zza chmur odsłonił tajemnicę. Wiedzieli jednak, że nie zdradzi jej nikomu, byli bezpieczni. Wśród gęstych, przybrzeżnych trzcin odnaleźli łódź. Byli szczęśliwi, mrok trzymał ich w objęciach, fale kołysały niczym swe ukochane dzieciątka. Ta kradziona światu chwila należała do nich. Ciemnowłosa dziewczyna i czarnooki mężczyzna.
Dwa ptaki rozpoczęły swój odwieczny taniec. Nie mogą przestać, to silniejsze od nich. Tańczą do utraty tchu. Coraz wyżej, ku słońcu. Zatracają się w sobie, nie ma już dwóch ptaków. Tylko jedna dusza, połączona na krótką chwilę.
Ptaki odfrunęły pozostawiając pustą, samotną łódź.
No i znowu "pojechałaś" Kobietko :)
OdpowiedzUsuńBardzo piękne...krótkie, a jakże treściwe
pozdrawiam
Dziękuję. Zawsze waham się czy to pisać, czy mnie nie wyśmieją ale potem myślę- co tam. Jak się komuś nie podoba i ma mnie za wariatkę to niech nie czyta. :-)
UsuńNie myśl tak o sobie!
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie opisałaś tu akt miłosny dwojga kochanków...teksty pisane prostym językiem są najpiękniejsze :)