Obraz

Obraz

wtorek, 16 grudnia 2014

Roczek

Moja Liczusia, taki bączek mały skończyła już rok. Kiedy to zleciało? Na 2015 planuję parę wyjazdów na wystawy by wyrobić małej uprawnienia hodowlane i przynajmniej rozpocząć championat Polski. A tak wygląda moje roczne dziecko:


Ma swoje mocniejsze i słabsze strony, jak każdy pies ale jestem z niej bardzo zadowolona. Oby tak dalej. No i coraz bardziej podobają mi się pomarańczki, zastanawiam się czy nie dokupić psa o tym umaszczeniu.
Kozulki rosną wszerz, wykotów spodziewam się ok. 20 lutego.

sobota, 30 sierpnia 2014

Małe marzenia

Dawno nie pisałam bo i o czym za bardzo nie było. Choć ostatnio troszkę się u nas działo. Zacznę od kózek, dziewczynki ładnie wyrosły, przyjemnie popatrzeć ale rujek wciąż nie widać. 3 tygodnie temu wracały z łąki, jedna z nich biegnąc owinęła łańcuch o brzozę a odwijając walnęła mnie palikiem w nogę. Kostka mocno stłuczona, dziura, krew się polała. Tydzień chodziłam o kulach, teraz już jakoś sobie radzę ale stopa wciąż spuchnięta i boli gdy pochodzę. Rtg nie wykazał pęknięcia, kości całe ale goi się długo. Także decyzja zapadła, wiosną, zaraz po sprzedaży koźląt ruszamy z grodzeniem pastwiska by kozy mogły chodzić swobodnie. Druga nowina- byłam na pierwszej w swoim życiu wystawie psów. Oczywiście od razu jako wystawca, w dodatku wystawa rangi międzynarodowej, ponad 1600 psów wszystkich ras. Liczi dostała ocenę wybitnie obiecująca oraz lokatę drugą w klasie szczeniąt. Jestem dumna z mojej małej dziewczynki, Liczunia była grzeczna, spokojna, pokazała ząbki i pięknie pobiegła na ringówce. Sędziemu podobała się głowa, szyja, kątowania i ruch, trzeba natomiast popracować nad mięśniami grzbietu. I z tym się zgadzamy. Mam nadzieję poprawimy to do następnej wystawy wiosną. I jeszcze kilka pamiątkowych fotek z CACIB Białystok 2014:











niedziela, 29 czerwca 2014

Na spokojnie

Śpieszę donieść, że już się z tym moim Fredkiem dotarliśmy. Po niemiłej przygodzie ze wzdęciem zero problemów. Chyba wyczułam już co, jak i kiedy postępować z tymi wrażliwcami. Podczas upałów wychodzą na pastwisko o 5 rano i wracają o 11-12, w domku siano, wieczorem pastwisko lub koszone i gałęziówka plus owies. W normalne dni wychodzą 8-9 po rosie, podczas silnych, kilkugodzinnych deszczów siedzą na sianie + owies + gałęzie. No i wszystko gra. Fredek parę dni po trokarowaniu nie chciał wychodzić z koziarni ale teraz już śmiga z dziewczynami. 13 czerwca zebrało mu się na amory w kierunku Astry, wykonał nawet kilka skoków w tym jeden udany ale czy coś z tego będzie nie wiem bo młodziutki jeszcze. Troszkę schudł biedak ale mam nadzieję szybko odrobi. A tu kilka świeżutkich fotek:





















poniedziałek, 23 czerwca 2014

Trafiony zatopiony

To dopiero huśtawka nastrojów. Prawda, no ale co począć gdy słowik tak zawzięcie wyśpiewuje te swoje serenady... Pozdrawiam Was ciepło kochani. :-)


poniedziałek, 16 czerwca 2014

BLACK ROSES

Ciemność i chłód, zło. Zbliżają się, otaczają mnie. Usłysz me nieme wołanie, bezgłośny krzyk. Czuję to, strach, przerażenie, szaleństwo. Dlaczego? Dlaczego ja? Nie potrafię nad tym zapanować, dosięga mnie niespodziewanie. Coś ściska moje wnętrzności, szukam ukojenia w bólu. Pocałunki umarłego znaczą me ciało. Chcę zapomnieć, zasnąć. Czarny całun zasnuł świat. Uratuj mnie, bądź przy mnie, walcz ze mną! Tracę oddech, czarne róże wiążą mnie. Ostre kolce samotności zatruwają mą duszę. Nie mogę żyć bez nadziei, to mnie zabije. Nie zabijaj mnie...




wtorek, 3 czerwca 2014

Dylematy

Deszczowy, pochmurny dzień jak dzisiaj nastraja mnie do rozmyślań wszelakich. Rzecz ma się znów o kozach. Jako, że od rana ciągle mży i trawa bardzo mokra na pastwisko wyszła tylko Łyska. Jako jedyna nie dostaje wzdęć ani biegunki od mokrej zielonki, w dodatku z powodu braków w uzębieniu ciężko jej gryźć twarde siano. Młodzież znów na sianie, mam nadzieję, że uda mi się koło południa wyprowadzić je choć na 2-3 godziny. I tu leży problem, do tej pory miałam stado mieszańców. Różne to były kozy, lepsze i słabsze mlecznie, niektóre naprawdę świetne jak Łyska czy Baśka. Wszystkie jednak były bardzo odporne na wszelakie choroby i niedomagania. Szły na wypas deszcz, upał, chłód, niestraszne im były zmiany pogody. Biegunek nie było, wzdęcie trafiło mi się raz na te kilkanaście lat, u 5-miesięcznej kozy. Teraz drżę nad tymi kozami jak nad jajkami. Częściej odwiedzam weterynarza. Co rano myślę, wyprowadzać czy nie, oglądam zadki, sprawdzam czy coś im nie dolega. Ewidentnie cała trójka jest o wiele bardziej wrażliwa niż zwykłe kozy. I myślę w jakim iść kierunku. Do tej pory myślałam- coś za coś, chcę mieć super mleczne kozy to muszą  być rasowe mimo, że ciut mniej odporne. No tak, prawdopodobieństwo natrafienia na dobrą mlecznicę wśród rasowców jest nieporównywalnie większe niż wśród kundelków. Ceny koźląt również są sporo wyższe a koziołki częściej trafiają do nowego stada a nie na rożno. To duże plusy. Z drugiej strony kozy mixy, przeważnie zdrowe i odporne (o ile nie pochodzą z wielokrotnego inbredu), trafiają się również mleczne perełki. Minusem jest brak wiedzy o ich pochodzeniu, nie wiemy co siedzi w ich genach więc wysokomleczna koza może dawać liche córki. To loteria. Ceny koźląt wahają się w granicach 50-100 zł, tyle co za królika. W dodatku bardzo trudno sprzedać nierasowe koziołki. Jak w tym wszystkim znaleźć złoty środek? Jak pogodzić by wilk był syty i owca cała?

niedziela, 1 czerwca 2014

Dorosłość tuż tuż

Nie, to nie o mnie. O kozach ma być i będzie. Alma i Astra zgodnie z moimi oczekiwaniami rosną jak szalone na wiosennej trawie co bardzo mnie cieszy. Różnią się budową, Astra jest dość niska i proporcjonalna, Alma wysoka i rośnie skokami: przód- tył. Teraz akurat wyrównuje się co jest ponoć dobrym momentem na zakocenie. Cóż, poczekamy jeszcze bo ruje się skończyły w lutym. No i dobrze, będzie co ma być. Dziewczyny mają prawie 16 miesięcy, zdjęcia pochodzą sprzed miesiąca.






Biedny Freedomek kuruje się, czuje się coraz lepiej, wczoraj był 2 godziny na trawie. Wyprowadziłam go w południe gdy trawa była już całkowicie sucha. Jestem ostrożna, wolę by postał na tegorocznym, świeżym i pachnącym sianku. A to Freedom 3 tygodnie temu:



Młody ciemnieje, coraz bardziej robi się podobny do swojego ojca Dolomita. Bardzo jestem ciekawa maluchów po tej trójce. Kózki, jeśli jakieś będą zostaną u mnie. Pomału klarują się też przyszłoroczne plany koziarskie, być może dokupię jakąś kózkę 50% AN, siostrę Freedoma.

środa, 28 maja 2014

Gazowany

Przysięgam, że kiedyś dostanę zawału przez te moje zwierzaki. Dzisiaj z rana podając kozom siano przed wyjściem na pastwisko w oczy rzucił mi się Freedom nadmuchany jak balonik. Wzdęcie! To oczywiste. Spacer i masaż nie pomogły, szybka decyzja- jedziemy do weta. Ten włożył sondę i nic, cisza. Niedobrze. Diagnoza- wzdęcie drobno pęcherzykowe. Podał dożylnie lek przeciwbólowy i na rozbicie piany. Kazał jechać do domu i poczekać 2 godziny. Jak nie przejdzie przyjechać na trokarowanie. Niestety nie pomogło i zabieg trzeba było wykonać. I ja i Fredek znieśliśmy go dzielnie. Piana opadła, część w postaci zielonej mazi  wyszła dziurką. Teraz wyjęłam trokar, podałam mu jeszcze wlew na trawienie i utuliłam biedaka do snu. I zasiadłam przy zasłużonym piwku do napisania tego posta. Reszta kóz ma się dobrze, psiaki również tylko poradzić sobie nie mogę z chwastami rosnącymi w tempie ekspresowym, dosłownie z minuty na minutę.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Pracowity dzień

Dzisiejszy dzień jakby w całkowitej kontrze do poprzedniego przywitał nas ciepło i słonecznie. Chęci do pracy duże więc po porannej kawce, nakarmieniu królika i wyprowadzeniu koziego mini stadka do sadu złapałam byka za rogi. Znaczy udałam się do winnicy robić wiosenne porządki. Krzewy odkopałam już jakiś czas temu, jednak wciąż walały się tam obcięte jesienią łozy oraz świerkowe gałęzie użyte do okrywania kopców. Jedlinę powiązałam w pęczki aby łatwiej było wynosić i obczyściłam z ostro rosnącego już zielska jeden rząd. Taniec z haczką dał się mocno we znaki moim plecom, cóż, czas zimowego lenistwa się skończył i dopiero dziś tak naprawdę przywitałam wiosnę. Jutro planuję zrobić drugi rząd to będzie już można wyłożyć rzędy czarną agrotkaniną. Zdało to egzamin w zeszłym roku, wystarczy wyrwać chwasty wiosną i całe lato mamy spokój. Sąsiad mam nadzieję przyjedzie na dniach zaorać i zabronować ogród to będzie można siać. Rozsady kapusty, kalafiorów i brokułów rosną ładnie, jeśli zbierzemy taki plon jak myślę to będziemy robić mrożonkę warzywną, takie swoje "warzywa na patelnię", które uwielbiam. Pomidorki za to w tym roku bardzo lichutkie, nie wiem dlaczego tak marnie rosną. Wyczytałam na forum ogrodniczym, że przyczyną może być zła ziemia i tak chyba właśnie jest a przecież dałam specjalną, sklepową ziemię do rozsad. Ot, chciała sobie baba poprawić, głupi się człowiek rodzi i głupi umiera.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Freedom

No i dojechał nasz nowy koziołek. Mały jest bardzo rezolutny, uznał, że nie dla niego kojce. Z jednego wyskoczył górą, z drugiego zwiał przez okno. Zamknięte. Wypchnął szybę, całe szczęście, że wyleciała w całości i poszedł na obchód swoich nowych włości. Dobrze chociaż, że człowieka się nie boi i przybiega na zawołanie. Stosownie więc do swojego pragnienia wolności otrzymał imię Freedom, zdrobniale Fredek.





niedziela, 13 kwietnia 2014

Melania i Jakub

Dzisiejszy post w całości dedykuję im- Meli i Kubusiowi. Jesienią znalazłam dla nich dobry dom. Półtoraroczny Kuba wraz z dwuletnią Melą i roczną Zuzią zostały po długich rozmyślaniach sprzedane wspaniałej rodzinie kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ktoś powie: sprzedałaś-zapomnij. Nie umiem tak, utrzymywałam stały kontakt z nowymi właścicielami, regularnie dostawałam fotki i wiadomości o moich ulubieńcach. Byłam szczęśliwa bo trafiły do cudownych ludzi, którzy dbali o nie lepiej niż ja sama. I tak oglądałam zadowolone kozuszki. Dostały swój ogrodzony wybieg pełen donoszonych stale smakołyków, "kozią górkę" na której Kuba dumnie prężył pierś jak kapitan na Titanicu, wygodny, ciepły domek... Wspólnie czekaliśmy na rujki a potem niecierpliwie wypatrywałam wieści o maluszkach. No właśnie, gdy w lutym kontakt się urwał zachodziłam w głowę co mogło się stać. Słałam maile i nic, cisza. Dzisiaj dowiedziałam się dlaczego. Nie ma już Meli i Kubusia a ich opiekunowie nie wiedzieli jak mi to powiedzieć. Przeżyli ciężkie chwile, najpierw stracili Kubę. Biedakowi po nieudanej dekornizacji wciąż odrastały kikutki rogów. Teraz odrosły tak bardzo, że jeden niebezpiecznie zbliżał się do oka. Konieczne zatem było obcięcie rożków. Weterynarz wykonał zabieg pod narkozą jednak podał zbyt silną jej dawkę i Kubuś po prostu już się nie wybudził. Bardzo mi go żal, był młody- właśnie skończył 2 lata, piękny, dorodny kozioł rasy polska barwna uszlachetniona. A co najważniejsze, miał cudowny charakter, spokojny, kochany przytulak. Śpij Kubusiu :-(


Mela miała bardzo ciężki poród, bliźniaki, rodziły się dwa jednocześnie. Po długim czasie i wielu trudnościach wet wyciągnął pareczkę, białą jak mama kózkę i brązowego jak tata koziołka. Kózka niestety pomimo reanimacji nie przeżyła, podobnie jak jej mama- moja kochana Melusia :-( Umarła następnego dnia. Śpij spokojnie Meluniu...


Mela była moją ulubioną kózką, ostatnie dziecię wybitnej Łyski i Jacka, kozła, który wiele dla mnie znaczył. Nie odziedziczyła po mamie mleczności ale cudowny charakter, spokojna, troszkę nieśmiała, delikatna Melusia. Urodziła się w czasie gdy po okresie niepowodzeń i zawiedzionych nadziei zaświtało dla mnie słońce.
Po Meli i Kubusiu pozostał Kuba Junior- sierotka, koziołek, który przeżył trudne narodziny za to teraz bryluje w towarzystwie ludzkim. Karmiony butelką, chodzi na smyczy do szkoły odwiedzać dzieci (jego pani jest nauczycielką), ma wstęp nawet na pokoje gdzie ciekawie przygląda się sobie w lustrze a tupotem małych nóżek przywraca uśmiech na twarzy swojej pani.
Jest jeszcze i Zuzia, która urodziła dwie śliczne Kubusiowe córki. Brązowe jak tata Madzia i Misia. Wesołe, żwawe brykają po młodej trawce z mamą i bratem Juniorem. Tak więc geny przetrwają. Nie zapomnimy o was, RIP Mela i Kubuś.

poniedziałek, 31 marca 2014

Pomarańczowa, słodka kuleczka

Mało ostatnio o psiakach moich pisałam a Liczi rośnie jak na drożdżach. Wszerz również, wałeczek się z niej zrobił ale to dobrze, szczeniak nie może być chudy. Apetyt ma dobry, wcina cztery posiłki dziennie, w tym suchą karmę, kaszkę owocową na mleku modyfikowanym oraz surowe mięso z warzywami i łyżką sparzonych płatków owsianych. Przepis na to specjalne psie jedzonko dostałam od swojego hodowcy a ten od zaprzyjaźnionego, doświadczonego hodowcy z Niemiec. Z hodowli tej pochodzi tatuś mojej Liczi, cudowny z charakteru i eksterieru pies. Ci ludzie mają już 50- letnie doświadczenie w hodowli cockerów, wnieśli wiele wspaniałych genów do populacji  tej rasy w Europie. Pojutrze Li kończy 4 miesiące, trzeba więc pokazać jak rośnie:




Zaprzyjaźniła się też z kocurem Julianem:





A po zabawie lubi sobie poleżeć: